Sport

  • 22 czerwca 2025
  • 23 czerwca 2025
  • wyświetleń: 4732

[Wywiad] Henryk Pasko: Za późno zrozumiałem, że w Tychach było najlepiej

94 mecze ligowe i 24 strzelone bramki - to bilans Henryka Pasko, który w latach osiemdziesiątych reprezentował GKS Tychy. Napastnik, który na boisku wyróżniał się bujną czupryną w rozmowie z Łukaszem Sobalą i Sławomirem Skowrońskim wraca do czasów swojej gry w tyskim klubie.

Henryk Pasko: Za późno zrozumiałem, że w Tychach było najlepiej
Henryk Pasko: Za późno zrozumiałem, że w Tychach było najlepiej · fot. GKS Tychy


Łukasz Sobala, Sławomir Skowroński: Przygotowując się do naszej rozmowy, natrafiliśmy na artykuły prasowe, w których informowano, że BKS Stal Bielsko-Biała nie chciał puścić Cię do Tychów. A nawet zawiesił Cię w prawach zawodnika.

Henryk Pasko: Tak, to wszystko prawada. Do tego straszono mnie, że trafię do wojska - nawet dostałem bilet. Kiedy byłem już na przedsezonowym obozie z GKS-em, musiałem szybko wrócić i zmienić adres zameldowania na Tychy. Wtedy podlegałem pod WKU w Tychach i ostatecznie do wojska nie trafiłem. Mimo to, przez pół roku nie mogłem grać i dopiero na wiosnę zadebiutowałem w barwach GKS-u. Pamiętam, że kiedy jechałem na pierwszy obóz do Suwałk, trenerem był Joachim Krajczy, ale tak naprawdę o wszystkim decydował koordynator - Antoni Piechniczek. Mało kto o tym wspomina, ale Piechniczek był z nami codziennie na treningach. Do dziś pamiętam, że na obóz do Suwałk jechaliśmy jednym samochodem - moim samochodem.

Jak to się stało, że Tychy się Tobą zainteresowały?

Byłem młodzieżowcem i zdobyłem kilka bramek w BKS-ie, a każdy chciał mieć w składzie bramkostrzelnego młodzieżowca. Nie będę ukrywał - byłem dobrym piłkarzem. Gdy pojawiło się zapytanie z GKS-u Tychy od razu odpowiedziałem, że bardzo chętnie przejdę. Tym bardziej, że kończyła mi się umowa w Bielsku, a wtedy nie funkcjonowały kontrakty tak jak dziś. Nie było transferów gotówkowych - albo klub pozwalał Ci odejść albo nie. Ja byłem zdecydowany od razu.

Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że największym błędem w mojej karierze było odejście z GKS-u. W Tychach byli wspaniali ludzie i naprawdę dobrze się tam czułem.

Właśnie, odszedłeś z Tychów po swoim najlepszym sezonie, gdy zdobyłeś 14 bramek.

Pamiętam ten sezon doskonale. Śmiało mogę powiedzieć, że... spierniczyliśmy to. Na dwie kolejki przed końcem byliśmy liderem tabeli i już witaliśmy się z II ligą. A ostatecznie wyprzedził nas GKS Jastrzębie.

To właśnie oni, po awansie, zgłosili się do mnie z propozycją gry. Skusiło mnie to, że to wyższa liga i że będę mógł tam występować. Dlatego zgodziłem się na transfer.

Z perspektywy czasu, jak już wcześniej wspomniałem, żałuję tej decyzji. Naprawdę dobrze czułem się w Tychach i chyba nigdzie później nie było tak samo. Nie zrekompensował mi tego nawet talon na dużego fiata, który dostałem w Jastrzębiu.

Co było przyczyną, że zagrałeś w barwach GKS-u Tychy tylko 94 ligowe mecze?

W pierwszych sezonach w Tychach prześladowały mnie kontuzje. Największy problem miałem z kolanami. W całym życiu przeszedłem bodaj osiem różnych zabiegów pod okiem lekarzy. Tylko dzięki charakterowi nie poddawałem się i po każdej przerwie wracałem do gry. Działacze i trenerzy w Tychach też we mnie wierzyli - a przecież po jednej czy drugiej kontuzji mogli mnie po prostu skreślić. Jestem im naprawdę wdzięczny, że mimo wszystko zawsze dawali mi kolejną szansę.

W prywatnej rozmowie, jeszcze przed rozpoczęciem wywiadu, wspominałeś, że atmosfera na stadionie w Tychach była specyficzna.

Tak, zdecydowanie. Szyderka z piłkarzy była tam na porządku dziennym. Kibice w Tychach byli bardzo wymagający - nie było mowy o taryfie ulgowej. Od razu dało się wyczuć czy cię lubią czy nie.

Ja osobiście kilka razy wymieniłem z nimi parę słów. Bywało ostro, ale zawsze z wzajemnym szacunkiem. Tyska publiczność potrafiła docenić zaangażowanie, ale gdy coś nie grało - nie mieli skrupułów żeby to głośno wyrazić.

Oczekiwania kibiców w Tychach były - i do dziś są - bardzo duże. A jakie było nastawienie działaczy, gdy trafiałeś do GKS-u?

Ambicją działaczy był powrót do ówczesnej I ligi. Gdy przychodziłem do Tychów, to można powiedzieć, że wciąż unosiła się atmosfera po tamtym wielkim sukcesie - przecież kilka lat wcześniej klub zdobył wicemistrzostwo Polski.

Na tamte czasy w GKS-ie było wszystko, a przede wszystkim zawodnicy, którzy potrafili grać w piłkę. Niestety, zamiast awansu wyżej spadliśmy do III ligi w 1983 roku.

Gdy już graliśmy na tym poziomie, zostałem kapitanem - z wyboru kolegów z szatni. Bycie kapitanem sprawiało mi dużą frajdę. Bardzo to lubiłem i traktowałem jako wyróżnienie.

W czasie gry w GKS-ie mieszkałeś w Tychach?

Przez blisko sześć lat gry w GKS-ie nie mieszkałem w Tychach ani jednego dnia. Przez cały ten okres dojeżdżałem z Międzybrodzia Bialskiego. A to były ciężkie czasy - często był problem z paliwem, którego po prostu brakowało. Kiedy nie mogłem zatankować, jeździłem samochodem tylko do Pszczyny, a stamtąd łapałem stopa.

Śmiało można powiedzieć, że to było spore poświęcenie.

Poświęcenie, ale z mojego wyboru. Jestem Góralem i od zawsze byłem zakochany w miejscu, w którym mieszkam do dziś. Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym na stałe zamieszkać gdzieś indziej.

Gdy trafiłem do Tychów, od razu dostałem przydział na mieszkanie na osiedlu B, ale nie skorzystałem. Z perspektywy sportowej wiem, że to była zła decyzja. Człowiek nie miał kiedy się zregenerować, a codzienne dojazdy były bardzo męczące. Wtedy nie było takich dróg jak dziś, ani wygodnych aut. Gdy były dwa treningi dziennie, to po porannym wracałem do domu, a po południu znów jechałem do Tychów. A jak nie dało się jechać samochodem - to był autobus. A jak autobus uciekł... to lepiej nie mówić, jakie słowa cisnęły mi się wtedy na usta. Ale jedno muszę zaznaczyć - nigdy nie spóźniłem się na trening w GKS-ie Tychy.

GKS to górniczy klub. Jak w latach osiemdziesiątych odczuwaliście wpływ kopalni?

Jako piłkarze byliśmy traktowani jak zwykli górnicy - mieliśmy tzw. książeczki „G”, w których gromadziły się kwoty za godziny „przepracowane” w weekendy.

Pamiętam sytuację, kiedy po jednym przegranym meczu pojechaliśmy pod kopalnię Ziemowit. Oj… nie było wtedy wesoło. Ludzie byli wściekli i zrobiło się naprawdę gorąco przez co musieliśmy stamtąd uciekać. Na szczęście się udało, ale od tamtej pory już nikt z nas się tam nie pojawił. Później pieniądze z kopalni przywoził już na stadion kierownik Klekot.

Których kolegów z boiska wspominasz najlepiej?

Jasiu Bielenin - świetny piłkarz, ale też uczciwy i serdeczny człowiek. Bardzo ceniłem też Heńka Hojeńskiego i Zbyszka Szulca - to byli panowie piłkarze. Na obozach często byliśmy razem w pokoju. Hojeński miał klasę. Każdy trener widział go w składzie, a poza boiskiem był cichy i wycofany.

Dobrze wspominam też Darka Grzesika. Był młodszy, dopiero wchodził do drużyny, ale był nam bardzo potrzebny. Jako starsi od razu go polubiliśmy i czas pokazał, że mieliśmy nosa, bo pograł naprawdę na wysokim poziomie.

Czy któryś z trenerów zapadł Ci szczególnie w pamięć?

Fryderyk Cholewa. Kiedy grałem w GKS-ie, był drugim trenerem, który trzymał z zawodnikami. Bardzo go ceniłem i - z tego co wiem - on mnie też.

Gdy objął stanowisko pierwszego trenera, bardzo chciał, żebym został. Ale wtedy zdecydowałem się odejść do Jastrzębia. Obraził się na mnie za to i przez długi czas się do mnie nie odzywał. I w sumie mu się nie dziwię - liczył na mnie, a ja mu zburzyłem plany.

Henryk Pasko urodził się 20 stycznia 1959 roku w Żywcu. Jest wychowankiem LZS Międzybrodzie Bialskie. W swojej karierze oprócz GKS-u Tychy występował jeszcze w takich klubach jak: Hejnał Kęty, Stal Rzeszów, Ruch Chorzów, BKS Stal Bielsko-Biała, GKS Jastrzębie i Naprzód Rydułtowy. Rozegrał także kilka spotkań w młodzieżowych reprezentacjach Polski.

ar / tychy.info

źródło: GKS Tychy

Reklama

Komentarze

Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu tychy.info zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.