Sport

  • 18 stycznia 2025
  • wyświetleń: 665

Wspomnień czar - wywiad z Mirosławem Zientkiem

Mirosław Zientek reprezentował barwy GKS-u Tychy od sezonu 1984/1985 do 1990/1991. W tym czasie rozegrał 159 ligowych meczów i zdobył w nich 14 bramek. Zientek od ponad 30. lat prowadzi szczęśliwe życie w Niemczech. Przeczytajcie, jak wspomina czas spędzony w Tychach.

Wspomnień czar - wywiad z Mirosławem Zientkiem
Wspomnień czar - wywiad z Mirosławem Zientkiem · fot. GKS Tychy


Łukasz Sobala: Śmiało można powiedzieć, że w Tychach spędziłeś kawał czasu, bo aż 7 lat

Mirosław Zientek: Od najmłodszych lat piłka nożna była dla mnie czymś wyjątkowym, a moim marzeniem była gra w I lidze czy nawet w kadrze narodowej. Kiedy przychodziłem do Tychów, nie myślałem jednak, że będę tu tylko na chwilę. Wówczas czasy były inne, a zawodnik miał niewiele do powiedzenia w kwestii zmiany klubu. Pamiętam, że po pół roku gry w GKS-ie otrzymałem oferty, m.in. z Piasta Gliwice, który był klubem wojskowym. Grając tam, mógłbym odbyć służbę wojskową. Trochę się przestraszyłem, ponieważ miałem kontuzję łąkotki i nie chciałem ryzykować zmiany klubu w takiej sytuacji zdrowotnej. Zdecydowałem się zostać w Tychach i nie żałuję tej decyzji, ponieważ w GKS-ie panowały bardzo dobre warunki, a zawodnicy mieli zatrudnienie w kopalniach. Ludzie wiedzieli, że nie przychodzimy do pracy w kopalni, lecz trenujemy na boisku, i nikt nie miał nam tego za złe.

Łukasz Sobala: Jak to się stało, że z Stali Zawadzkie trafiłeś do GKS-u Tychy?

Mirosław Zientek: Stal była klubem, w którym grałem od trampkarza do seniora, zaczynając w wieku około 16 lat. Występy w okręgówce łączyłem z nauką w szkole. Najpierw uczyłem się w Strzelcach Opolskich, a potem przeniosłem się do szkoły w Zawadzkiem, aby łatwiej łączyć treningi z lekcjami. Gra w Stali Zawadzkie miała swoje przywileje, ponieważ nauczyciele patrzyli na mnie z przymrużeniem oka. Po ukończeniu szkoły zaoferowano mi pracę w straży zakładowej w hucie oraz dalszą grę w miejscowej drużynie. Jednak przypadek, w postaci testów w GKS-ie Tychy, sprawił, że nie skorzystałem z tej propozycji. Ojciec mojego kolegi z zespołu, Andrzeja Kali, znał ówczesnego trenera tyszan, Józefa Trepkę, który pochodził z naszego regionu. Pojechałem razem z Andrzejem na testy do Tychów, można powiedzieć, że byłem na tych testach na doczepkę, ale nigdy nie miałem, żadnych obaw, żeby gdzieś się sprawdzić. Na pierwszym treningu mieliśmy wewnętrzną gierkę, w której strzeliłem nawet gola. Zostałem w Tychach na lata, a mojego kolegi Andrzeja Kali, bodajże już po pół roku w drużynie nie było.

Łukasz Sobala: Czym dla Ciebie był fakt, że ciągle występowałeś w trzecioligowym GKS-ie?

Mirosław Zientek:
Dla mnie było to ogromne rozczarowanie, które powtarzało się praktycznie co roku. Zawsze przed sezonem mówiono, że walczymy o awans, a nic z tego nie wychodziło. Już w pierwszym roku mojego pobytu w Tychach byliśmy o krok od awansu, grając młodym składem złożonym z 20-21 latków, w tym: ja, Bogdan Harupa, Dariusz Grzesik, Jacek Lasota czy Dariusz Rodzyń. Do dziś pamiętam, że w tabeli wyprzedził nas GKS Jastrzębie, z którym na wiosnę zremisowaliśmy 0:0. To był mecz, który pozbawił nas awansu. Słowa prezesa Jastrzębia, który mówi „jeszcze się nie cieszcie” są w mojej pamięci do dnia dzisiejszego. Innym razem były słynne baraże z Resovią. Trudno było jednak je wygrać, gdy na boisku rywale wprost z nas się śmiali, że „jak się nie ma miedzi, to się w domu siedzi”.

Łukasz Sobala: Muszę zapytać o słynny bunt piłkarzy w 1990 roku.

Mirosław Zientek:
Może za dużo wtedy się odzywałem, ale uważałem, że trener Jan Benigier nie był wielkim szkoleniowcem, który wnosił coś do zespołu. Miał o sobie zbyt wysokie mniemanie, bo jako zawodnik osiągnął sukcesy, ale gdy przyszło co do czego, nie potrafił z nami rozmawiać. Zdarzały się treningi, na które przychodził w garniturze i nawet nie wychodził na boisko. Zostałem wtedy ukarany finansowo, zawieszony i musiałem pracować na stadionie. Nie mogłem występować w pierwszym zespole, tylko grałem w rezerwach. Podobnie było z Józkiem Panusiem. To wszystko zbiegło się z brakiem pozwolenia na wyjazd do Niemiec, które wstrzymał trener Benigier. Nie mam jednak do niego urazy z powodu zatrzymania wyjazdu za granicę, zresztą jak do nikogo w Tychach. Nie patrzę na to, że ktoś mi zatrzymał czy zniszczył karierę.

Łukasz Sobala: Czy zdarza Ci się jeszcze przyjeżdżać do Polski i odwiedzać Tychy?

Mirosław Zientek:
Lubię przyjeżdżać do Polski, w której cały czas mieszka mama i siostra. Z chęcią odwiedzam Tychy, ostatnio w lecie spotkałem się z Januszem Wolskim. Kiedyś częściej przyjeżdżałem do Polski, ale to się zmieniło po śmierci mojej żony. W Niemczech przez większość czasu pracowałem w jednej firmie, dopiero niedawno zmieniłem miejsce pracy. Na szczęście coraz bliżej mi do emerytury. Życie w Niemczech wspominam bardzo miło, choć nie spodziewałem się, że wyjadę na tak długo. Przez lata łączyłem pracę z występami w niższych ligach - rano pracowałem, a po południu przychodziłem na treningi. Zaliczyłem kilka awansów, a w drużynach grałem praktycznie z samymi Polakami. Niemcy w innych drużynach ciągle na nas narzekali, bo przegrywali z nami co mecz kilkoma bramkami.

ar / tychy.info

źródło: GKS Tychy

Reklama

Komentarze

Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu tychy.info zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.